Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry - WINNICA

WIERSZE


Adam Żuczkowski


 

Szefowi (J. Zgodzińskiemu)

 

 Ogniogranie

 

Pamiętasz tamten czas,
czas o smaku muzyki,
zapachu poziomki,
krzyku nocy wysokiej
i ciszy snu w jeziorze?

Ten czas nadziei
płonącej,
radosnego
ognia grania,
gdy myśli -
iskry,
słowa gorące
- trzaskają w kręgu

dobrych przeczuć.

Czas uczuć pierwszych
jak brzęczenie trzmiela.

Czas sporów żarliwych,
godziny pojednań.

Ten  czas  jest
t e r a z
Stoimy w kręgu -
gdy ręka szuka
ręki
człowieka,
to znajdzie
tamten  k a m y k
ciepły,
doskonały.


 

Śnił mi się widok na miasto

z gniazda gołębi...

                                                                 

Wejście w sen

 

Obudziłem się…
Powidok –  czy obraz powilgły
jest jeszcze

w moim oku?

Wchodzę w sen,

w niepokój, ucieczkę przez

labiryntowe schody domu…
Muszę biec szybko,

bo pojawia się bezszelestnie
bolesna jasność - jakiś człowiek…
Widzę gołębie i przyjaciół

z tamtej strony dzieciństwa.

Widzę z gazowni

pnącą się w górę

ulicę Zamkową.

Widzę matkę

o smukłych dłoniach

dobrych - widzę wieżę.

Widzę, jak pachnie u Bielawskiego,

rośnie nowy chleb -

i widzę oczy, które patrzą

w milczeniu

- z pustego gniazda gołębi -                                        

na moje miasto.

 

21. 07. 2013 ( piąta rano )

 


 
Na Zamkowej

Na Zamkowej żył – był
od zawsze
niejaki Grocholski.
Chodził z terkoczącym
po bruku wózkiem.

Opowiadał
jak Homer
z niemieckim akcentem,
strzępy starych historii
o zielonym grodzie,
o winnej latorośli.

Z Zamkowej widać było,
jak na dłoni,
chudą wieżę ratusza,
garby dachów,
kawałek miasta.

W okolicy żyli,
tanecznie jasno,
źli Cyganie
(tak mówili ludzie) –
z krzywymi nożami,
co konie, dzieci
i kury kradli.

Na Zamkowej mieszkała
większość naszych
zza Buga.
Kłócili się ze sobą, wygrażali.
Dobrzy ludzie z gruntu,
z roli – ale...
(widać, nie mieli co robić –
a wtedy nie było telewizji).

- 2 -

Nocą z Zamkowej
Chadzałem nad rzekę
marzeń, widziałem
– neony kina Nysa,
Claudię Cardinale z biustem
i siebie, zanurzonego w fotelu,
z dziewczyną z ulicy Wandy.

Na ulicy Zamkowej
był od zawsze
niejaki Grocholski,
co z niemieckim akcentem
opowiadał nam
polskie historie. Wolsztyn,

09. 10. 2001